Olejek arganowy Nashi Argan

Olejek arganowy Nashi Argan


Witajcie!

Czy byłyście grzeczne w tym roku? Odwiedził  Was Mikołaj? Pochwalcie się prezentami :) Święta zdecydowanie za szybko mijają! W tym roku miałam tyle na głowie, że nawet nie zdążyłam przygotować tej recenzji przed Świętami. Wracam za to prawie-po-świętach z recenzją produktu, który jest świetny sam w sobie. Mowa tu o olejku arganowym, który dostałam od koleżanki. 


Opakowanie:
Piękne w swojej prostocie. Pamiętajcie jednak, że mamy do czynienia ze szklaną buteleczką. Śliskie dłonie po aplikacji olejku, płytki w łazience, chwila nieuwagi i nieszczęście gotowe. 


Moja opinia:
Nie będę owijać w bawełnę i powiem Wam od razu, że ten olejek to jeden z lepszych produktów do włosów, jakich miałam okazję używać. Moje włosy są cienkie, ale lubią się przesuszać na końcach. Z tym olejkiem nie doświadczam tego problemu. Olejek Nashi wygładza końcówki, nadaje im zdrowy wygląd i blask. Konsystencja olejku arganowego wydaje się dość ciężka, ale to tylko wrażenie. Olejek nie przetłuszcza włosów, nie skleja ich nieprzyjemnie. Na uwagę zasługuje również fakt, że olejek jest bardzo wydajny. Naprawdę niewielka kropla wystarczy, aby nawilżyć włosy.


Jedyne do czego mogę się przyczepić to dostępność produktu - można go bowiem zamawiać w salonach fryzjerskich bądź przez Internet. Udało mi się jednak znaleźć mapkę ukazującą, które salony powinny umożliwić zakup Nashi Argan. W moim mieście są aż dwa - pod tym linkiem sprawdzicie, jak sytuacja wygląda w Waszych miastach.

Koszt 30 ml opakowania to jakieś 45 zł. Cena nie jest niska, ale jeśli kupicie ten olejek, gwarantuję Wam, że będziecie się nim cieszyć przez długie miesiące. 

Znacie Nashi Argan? Używacie olejku arganowego?

Incandessence - woda perfumowana od Avon

Incandessence - woda perfumowana od Avon


Witajcie!

Avon znają chyba wszyscy. Jako nastolatka robiłam masowo zwykle niezbyt udane zamówienia. A to szminka w kolorze czekoladowym, a to brokatowy puder do ciała... Niedawno z czeluści strychu wygrzebałam resztkę świetnego balsamu do ust, który dosłownie wylewał się za kontur warg. Avon zapadł w mojej pamięci jako marka, której nie można tak do końca zaufać. Chyba nie skłamię mówiąc, że zadowolona byłam chyba jedynie z wód toaletowych. Dziś serwuję sobie i Wam powrót do przeszłości, przedstawiając tym samym bohaterkę dzisiejszego posta: wodę perfumowaną Incandessence.


Moja opinia:
Wersja 50 ml zamknięta jest w mieszczącej się w dłoni kuleczce. Pamiętam, że kiedyś górna część była zdejmowana, obecnie zakrętka i sama buteleczka stanowią jedną całość. Sam zapach jest dla mnie kobiecy i przyjemny. Pachniemy kwiatowo, ale nienachalnie. Ciepło i elegancko. Zapach jest dość słodki, ale na pewno nie przyprawi nas o ból głowy. Nuty zapachowe tej wody to: orchidea, konwalia, bergamotka, tulipan, frezja, magnolia, mimoza. Dla mnie ten zapach wydaje się inny na każdej kobiecie - jego zmienność jest urzekająca.


Przyznam, że Incandessence od Avonu nadal mi się podoba. Trwałość wcale nie jest najgorsza. W porównaniu z droższym jakieś 2,5 raza Beyonce Heat Rush trwałość jest naprawdę porażająca! Przynajmniej czuję zapach na sobie po dotarciu do pracy :) Kilka razy koleżanki pytały mnie też, czym pachnę :) Lubię takie pytania. Wiem, że pewnie nie ma porównania z perfumami za pięć stów z Sephory, ale w kraju, gdzie ledwo wystarcza od pierwszego do pierwszego... Same wiecie.


Moim zdaniem wody toaletowe Avonu to poprawne pozycje, które sprawią, że za niewielkie pieniądze będziemy czuć się kobieco. Incandessence znów mnie nie zawiodło. Ja jestem na tak. A Wy? 
 
Oczyszczanie po koreańsku, czyli peeling enzymatyczny Purederm

Oczyszczanie po koreańsku, czyli peeling enzymatyczny Purederm


Cześć!

Czujecie już magię Świąt? Ja mam nadzieję, że w końcu ją poczuję. Mam zamiar upiec pierniczki i udekorować dom w najbliższych dniach. Może macie jakiś sprawdzony przepis na pierniczki, które nie muszą długo kruszeć? Zostawcie linki w komentarzach, proszę :) Dziś natomiast przygotowałam dla Was recenzję peelingu enzymatycznego. Wydaje mi się, że ten rodzaj peelingu jest rzadziej wybierany - gdzieś przeczytałam nawet, że nie spełnia swojej podstawowej funkcji jaką jest złuszczanie naskórka odpowiednio, ale co mają na to powiedzieć osoby z wrażliwą cerą takie jak ja? Moja twarz czerwieni się sama z siebie... Zatem przeczytajcie proszę, jak sprawuje się u mnie oczyszczający i regenerujący peeling enzymatyczny koreańskiej marki Purederm. 


Opakowanie:
Wygodnie leży w dłoni, bez problemu można postawić je na zakrętce, choć wydawałoby się, że nie da rady się utrzymać w tej pozycji. Peeling wydobywa się przez niewielkich rozmiarów otworek na końcu wąskiego dzióbka. Delikatna konsystencja sprawia, że kosmetyk bez żadnych problemów wydostaje się z tubki o pojemności 100g. Myślę, że nie będzie problemu ze zużyciem specyfiku do końca.


Skład:

Aqua, PEG-8, Cellulose, Dipropylene Glycol, Alcohol Denat., Sodium Hyaluronate, Pyrus Malus (Apple) Fruit Extract, Saccharum Officinarum (Sugar Cane) Extract, Acer Saccharum (Sugar Maple) Extract, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Fruit Extract, Citrus Limon (Lemon) Fruit Extract, Vaccinum Myrtillus Fruit/Leaf Extract, Allantoin, Beta-Glucan, Disodium EDTA, Carbomer, Triethanolamine, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, Phenoxyethanol, Methylparaben, Fragrance (Parfum)
Skład chyba nie należy do najciekawszych, gdybym nie dostała tego peelingu, pewnie bym go sobie nie kupiła ze względu na alkohol w składzie (dla mnie to taki paradoks: peeling do cery wrażliwej z alkoholem w składzie...). Mimo to nie wywołał on u mnie podrażnienia ani przesuszenia. 


Moja opinia:
Na początku peeling Purederm trochę mnie rozczarował: miałam wrażenie, że nie działa, że jest mimo wszystko zbyt delikatny dla mnie; do tego ten nieszczęsny alkohol w składzie. Podchodziłam do niego jak pies do jeża. Z każdym użyciem zaczęłam jednak dostrzegać coraz więcej plusów tego produktu. Skóra po użyciu peelingu jest wygładzona i delikatna. Mam wrażenie, że staje się taka "równomierna" jakby wszelkie drobne niedoskonałości zniknęły. Równocześnie muszę dodać, że peeling enzymatyczny nie ściąga skóry, nie wysusza jej. Pachnie delikatnie, ale tylko przez chwilę po aplikacji. Wydajność to również jeden z plusów tego peelingu. Naprawdę niewielka ilość pozwoli na oczyszczenie całej twarzy. Zasadniczym minusem tego produktu jest jego dostępność. Peelingi Purederm widziałam jedynie w Hebe (w cenie 9-10 zł). 


Nie wiem, czy chcę polecić Wam ten peeling. Moja skóra źle reaguje na mocne peelingi z drobinkami, więc efekt jaki uzyskuje po użyciu tego peelingu zadowala mnie. Z drugiej strony pamiętajcie, że jest to moja subiektywna opinia - nie każdemu alkohol w składzie będzie więc odpowiadał... 
Znacie inne peelingi enzymatyczne godne uwagi?
Śliwkowe usta? Dlaczego nie z Sloane's Plum od Rimmel?

Śliwkowe usta? Dlaczego nie z Sloane's Plum od Rimmel?


Hej!

Lubicie mocno zaakcentowane usta? Ja sama się nie mogę zdecydować :) Na pewno obecnie jestem bardziej odważna niż kiedyś. Dlatego zaszalałam i kupiłam bohaterkę dzisiejszego posta - szminkę w odcieniu śliwkowym (Sloane's Plum). Nie do końca chyba do mnie pasuje, ale nieważne :P 


Zacznijmy od opakowania, ponieważ moim zdaniem przyciąga uwagę. Wygląda kobieco, przypadnie do gustu zwłaszcza fankom fioletów :) Choć może plastikowa zatyczka nie jest zbyt wytrzymała, to jednak ta pomadka ma coś w sobie.


Szminka pięknie nawilża usta, nadając im wyrazisty kolor. Można powiedzieć, że "wżera się" w wargi. Ale po kilku godzinach konieczne będą poprawki, mimo że kolor schodzi dość równomiernie. Po prostu śliwkowy odcień nie jest zbliżony do naturalnego koloru warg i widać, że malowałyśmy usta. 


Trudno było mi uchwycić jej odcień - wydaje się nieco fioletowa, lekko błyszcząca. Moim zdaniem przypomina śliwkę, ale trzeba zaznaczyć, że jej odcień będzie zależał od koloru Waszych ust. Dodatkowo, uważam, że jest to idealny kolor dla brunetek. Dla blondynek będzie jednak także odpowiedni, jeśli czujecie się pewnie w takim odcieniu  :) Przyznam, że na początku miałam problem, żeby dokładnie pokryć usta śliwkową szminką. Jednak konturówka załatwi sprawę. 


Jak Wam się podoba Sloane's Plum? Lubicie jesienne kolory na ustach?
Jak dbam o usta w okresie jesienno-zimowym?

Jak dbam o usta w okresie jesienno-zimowym?


Cześć!

W tym roku postanowiłam szczególnie zadbać o swoje usta. Spierzchnięte wargi były moją zmorą w okresie jesienno-zimowym chyba każdego roku... Na razie jednak dobrze sobie radzę. Zdecydowałam się używać trzech produktów: kokosowego masełka Nivea, pomadki peelingującej Sylveco i kultowego masełka Nuxe. Chociaż generalnie preferuję produkty w sztyftach, to zimą opatulam się szalem tak mocno, że nie lubię gdy usta przyklejają się do szalika :P Zapraszam wszystkich zainteresowanych, którzy chcą dowiedzieć się jak dbam o usta zimą.

Jak dbać o usta zimą?
Często zadawałam sobie to pytanie - jeszcze do niedawna. Dziś myślę, że ważne jest nie tylko nawilżanie, ale również złuszczanie naskórka - tak, by pozbyć się nielubianych suchych skórek. Peeling dla ust można wykonać za pomocą kryształków cukru połączonych odrobiną miodu. Pomocna może okazać się również szczoteczka do zębów, która zapewni nam delikatny masaż. Usta po takim "zabiegu" wyglądają świetnie i bez szminki, są bowiem lepiej ukrwione i wydają się pełniejsze. Ważna jest jednak systematyczność.


Osobom, które nie mają czasu/ochoty na kręcenie własnych peelingów, polecam pomadkę z peelingiem Sylveco. Jest to mój ulubiony produkt odżywczy - od kiedy poznałam tę pomadkę, używam jej wciąż i wciąż - nie wiem już, który z kolei to mój egzemplarz. Uważam, że sprawdzi się zarówno latem, jak i zimą.

Masełko Nivea w wersji kokosowej gości u mnie już po raz drugi. Jestem wielką fanką kokosa, a to masełko naprawdę świetnie radzi sobie z nawilżeniem ust. Miałam również wersję malinową, ale kokos zdecydowanie ją przebija. Używam kokosa na zmianę z Nuxe. Na początku nie byłam do niego przekonana, ale teraz polubiłam je. Jest bardzo wydajne, a do tego nieźle reperuje usta.

Kupując pomadkę ochronną bądź masełko do ust warto ponadto zwrócić uwagę na skład produktu. Szczególnie pożądane są różnego typu oleje, np. kokosowy, masło shea, witamina A, E. Kiedy skończy nam się pomadka, możemy do regeneracji ust z powodzeniem, wykorzystać miód.  


Myślę, że złuszczanie naskórka i porządne nawilżanie to kroki, które sprawią, że nasze usta będą wyglądać świetnie nawet w okresie jesienno-zimowym. Polecam Wam masełka Nivea (zwłaszcza kokosowe) oraz Nuxe, a także odżywczą pomadkę Sylveco. Jeśli jednak nie chcecie wydawać pieniędzy na kosmetyki, do pielęgnacji ust wystarczy Wam miód i cukier.

Chciałabym Wam również przypomnieć o akcji prowadzonej przez portal olx. Codziennie możemy "dokarmić" wybranego psiaka. Zachęcam Was - to nic nie kosztuje :)

Safira, regeneracyjne kapsułki do włosów

Safira, regeneracyjne kapsułki do włosów


Cześć!

Piątek był dla mnie ciężkim dniem - nie dość, że w pracy musiałam siedzieć 2 godziny dłużej niż powinnam, to jeszcze rozładował mi się akumulator w samochodzie i nie mogłam szybko wrócić do domu. Dziś do tego obudziłam się ze strasznym katarem. Marzę o tym, żeby się go pozbyć. Niestety leki nie dają sobie z nim rady. 
Co więcej, już od dawna chciałam napisać o bardzo ciekawym produkcie do włosów w formie kapsułek. Marka Safira nie była mi znana dopóki nie wygrałam rozdania na jednym z blogów. Kapsułki regeneracyjne do włosów, które wtedy otrzymałam bardzo przypadły mi do gustu. 


Opakowanie:
Sam kosmetyk zamknięty jest w małych kapsułkach, z których opróżnieniem można poradzić sobie bardzo łatwo. Kapsułki zaś zamknięte są w plastikowym, odkręcanym pojemniczku. W całym opakowaniu znajduje się 18 kapsułek - każda ma pojemność 1 mililitra. 

Skład:


Moja opinia:
Kapsułki są po prostu rewelacyjne. Myślałam, że będą obciążać moje włosy, jednak na moje szczęście nic takiego nie ma miejsca. Dodam tylko, że na raz zużywam mniej więcej połowę zwartości jednej kapsułki, ponieważ mam dość cienkie włosy. Co więcej, olejek zawarty w kapsułce nakładam na mokre włosy. 

Efekty działania kosmetyku były widoczne już po pierwszym użyciu. Nie mogłam przestać dotykać włosów po wyschnięciu. Były aksamitnie gładkie, miękkie i błyszczące. Do tego świetnie się układały. Mam wrażenie, że olejek zawarty w kapsułkach doskonale nawilża moje włosy, ale nie przeciąża ich.


Kapsułki dostępne są w trzech wersjach. Ja używam tych z wyciągiem z lilii wodnej, natomiast producent oferuje jeszcze kapsułki z wyciągiem z zielonej herbaty i z olejkiem różanym. Kapsułki zakupić można na stronie internetowej dystrybutora. W moim odczuciu dostępność jest jednak jedynym minusem tego produktu.


Nie spodziewałam się, że będę tak zadowolona z kapsułek z wyciągiem z lilii wodnej. Polecam je z czystym sumieniem i gładkimi włosami :) Obecnie są dostępne na stronie dystrybutora w obniżonej cenie 23 zł.
Marion, Olejki Orientalne - kokos, tamanu

Marion, Olejki Orientalne - kokos, tamanu

Witajcie!

Czasem zastanawiam się, jak wyglądałyby moje włosy, gdybym nie używała żadnego serum chroniącego końcówki. Od kilku mniej więcej lat codziennie staram się je chronić i mogę stwierdzić, że jest to mój taki mały poranny rytuał. Miałam już okazję sprawdzić wiele olejków różnego typu. Dziś przygotowałam post właśnie o produkcie, który zaciekawił mnie na tyle, że porzuciłam na chwilę moje ulubione serum Garnier. Jak spisał się produkt marki Marion na moich włosach?


Skład:
Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Dimethicone , Phenyl Trimethicone , Isopropyl Myristate , Parfum, Persea Gratissima Oil , Cocos Nucifera Oil, Olea Europaea Fruit Oil, Calophyllum Inophyllum Seed Oil, Tocopheryl Acetate, Ascorbyl Palmitate, Butylphenyl Methylpropional, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Cl47000, Cl61565 

Moja opinia:
Niemałą trudność sprawia mi nazwanie tego produktu, ponieważ sama do końca nie wiem, jakim mianem można go określić. Jest to serum czy olejek? W każdym razie kosmetyk należy do linii olejki orientalne i jest przeznaczony do włosów słabych i delikatnych.


Skusił mnie oczywiście napis kokos na opakowaniu. Niestety, olejek nie pachnie kokosem. Ja przynajmniej go nie wyczuwam. Poza tym, zapach szybko ulatnia się z włosów, co dla mnie jest w tym przypadku plusem. Zapach olejku jest słodki, dla mnie zbyt słodki, odnajduję w nim waniliowe nuty. Widać zresztą, że zapach (parfum) w składzie znajduje się wyżej niż przyciągające uwagę na opakowaniu nazwy olejków - kokosowego i tamanu. 


Czy jestem zadowolona? Jestem, jednak "olejek" nie porwał mnie na tyle, bym miała do niego wrócić. Myślę, że to całkiem dobry produkt (za tę cenę), ponieważ podczas używania nie spostrzegłam, aby coś złego działo się z moimi końcówkami. Kosmetyk delikatnie dociążał włosy i ujarzmiał końcówki. Olejek nie przetłuszczał włosów dodatkowo i jak to zwykle bywa w przypadku kosmetyków tego typu cechował się dużą wydajnością. 

Jeśli nie przeszkadzają Wam słodkie zapachy i przymkniecie nieco oko na skład to olejek może okazać się całkiem w porządku, zwłaszcza, jeśli dodamy, że kosztuje ok. 5zł :) Zdradźcie mi, czy miałyście do czynienia z serią Olejki Orientalne Marion i czy byłyście zadowolone?

Jeśli zaś chciałybyście poczytać o moim niekwestionowanym ulubieńcu do zabezpieczania końcówek - zapraszam tutaj.
Olejek z drzewa herbacianego - zastosowanie

Olejek z drzewa herbacianego - zastosowanie

Cześć!

Olejki to specyfiki wielozadaniowe. Ostatnio coraz częściej po nie sięgamy, co chyba można uznać za pozytywny trend :) Dlatego dziś opowiem Wam o olejku z drzewa herbacianego. Dowiedziałam się o istnieniu tego produktu stosunkowo niedawno, ale jego wielofunkcjonalność od razu mi się spodobała. Z czasem przyzwyczaiłam się nawet do specyficznego zapachu i dziś nie wyobrażam sobie, aby buteleczki tego olejku miało nie być w moim życiu :)


Poniżej przeczytacie, w jakich sytuacjach wykorzystywałam do tej pory olejek z drzewa herbacianego. Pamiętajcie jednak, że olejek z drzewa herbacianego powinien być stosowany wyłącznie zewnętrznie.

1. Olejek przyda się Wam w walce z pryszczami - nie mogę powiedzieć, że mam problemy z trądzikiem, ale zdarza się, że przed ważnym spotkaniem na samym czubku nosa pojawia się straszny nieprzyjaciel :P Warto wtedy posmarować takiego wroga (nieco rozcieńczonym) olejkiem i czekać tylko na działanie bakteriobójcze. Zwykle, gdy taka niespodzianka była "świeża" udawało mi się pozbyć się pryszcza w ciągu nocy.

2. Olejek z drzewa herbacianego jest niezastąpiony w przypadku przeziębienia. Gdy byłam chora, wlałam do miski z gorącą wodą kilka kropli olejku. Taka inhalacja udrożniła nos oraz pomogła zniwelować kaszel.

3.  Warto również skorzystać z dobrodziejstwa olejku, kiedy mamy problemy z nadmierną potliwością stóp. Kąpiele w wodzie z dodatkiem olejku są tutaj świetnym rozwiązaniem.

4. Poleciłam też olejek mojemu tacie, który uwielbia jesienią spacerować po lasach i zdecydowanie stwierdził, że gdy używał olejku mniej wszelkiego robactwa się nim interesowało :)

5. Olejek wykorzystałam również do odświeżenia butów sportowych. Do małych woreczków, w które czasem zapakowana jest biżuteria, wsypałam kilka łyżeczek sody i skropiłam ją olejkiem z drzewa herbacianego. Przykry zapach został wyeliminowany.


To jest jedynie 5 zastosowań olejku z drzewa herbacianego, ale pamiętajcie, że można go stosować jeszcze w innych sytuacjach. Napisałam Wam jedynie o tych przypadkach, które miałam okazję sprawdzić na własnej skórze. Na koniec dodam, że olejku z drzewa herbacianego nie mogą stosować kobiety w ciąży. Powinny też na niego uważać osoby z wrażliwą skórą.


Warto wiedzieć, że zapach olejku z drzewa herbacianego jest bardzo mocny i specyficzny - ziołowy i ciężki do podrobienia :D

Chciałabym sprawdzić, czy olejek z drzewa herbacianego pomoże mi w walce z przetłuszczającą się skórą głowy. Na razie nie zdecydowałam się zaaplikować go na skalp (oczywiście w połączeniu z szamponem), ale jeśli już to robiłyście, koniecznie dajcie mi znać :) Jakich innych wielozadaniowych olejków używacie w życiu codziennym?

Joko Color&Shine, pomadka nawilżająca nr 04

Joko Color&Shine, pomadka nawilżająca nr 04

Hej!

Czy pomadki w kredce są lepsze od typowych szminek? Nie wiem. Na pewno można nimi operować nieco precyzyjniej. Do tego są takie ładne... Przypominają kredki, którymi malowało się obrazki w dzieciństwie. Dziś zatem będzie o pomadce w kredce Joko. Wygrałam ją w rozdaniu, a choć kolor nie do końca do mnie pasuje, pomadka sama w sobie jest naprawdę godna uwagi.


Myślę, że można używać pomadki Joko Color & Shine o każdej porze roku: latem i wiosną, ponieważ gama kolorystyczna pasuje bardzo do tych pór, natomiast w okresie jesienno-zimowym pomadka nie tylko nada ustom kolor, ale także będzie je pielęgnować. Usta pomalowane nawilżającą pomadką Joko wydają się zdrowe, nawilżone i pełne. Naprawdę obietnica producenta wyrażona w stwierdzeniu "pomadka nawilżająca" jest spełniona.

Trwałość oceniam dobrze - 2-3 godziny (gdy nie spożywamy pokarmów), jednak aplikacja tej pomadki to sama przyjemność, dlatego nie mam jej za złe, że czasem trzeba dokonać poprawek. Można ją również łatwo wykręcić z opakowania. Co prawda, nie odważyłam się używać jej bez lusterka, ale myślę, że jaśniejsze kolory łatwo uda Wam się tak zaaplikować. Wybrać możecie z kilku wariantów kolorystycznych.


Kolor - jak już zapewne zdążyłyście się zorientować - nie przypadł mi szczególnie do gustu. Pomadkę otrzymałam bowiem w odcieniu pomarańczowym (oznaczonym na opakowaniu numerem 04) i niezbyt komfortowo się w nim czuję. Nie jest to wina odcienia, po prostu zwykle maluję się bardziej neutralnie :)


Jestem bardzo zadowolona z tej pomadki, chociaż kolor nie jest do końca mój. Ważne jednak, że obietnice producenta zostały spełnione :) Takie produkty to ja lubię. A Wy miałyście do czynienia z pomadkami nawilżającymi Joko?